sobota, 10 czerwca 2017

Z FASCYNACJI CODZIENNOŚCIĄ (2017/03) MAJ

Maj poprzewracał mi w głowie, narobił zamętu i zostawił mnie szczęśliwą. Tak mi dobrze ostatnio, że już nie wiem co z tym szczęściem robić! A robię sporo i chwytam się coraz to nowych rzeczy - o dziwo (a dziwię się głównie ja) wszystko coraz zgrabniej splata się w spójną całość a ja mam się czym pochwalić. Zajrzyjcie - zachwycam się dziś codziennością! Może i Wy się zachwycicie?


Połowę maja spędziłam w Polsce i dobrze mi tam było, naładowałam baterie, obciełam włosy i nabrałam pewności siebie. Pierwszy raz od porodu poczułam się naprawdę dobrze we własnym ciele i postanowiłam uwieść męża... Ale o tym później!




Droga do Niemiec jak zawsze nie wydała się długa (co to 800 kilometrów?) a my śmialiśmy się i podziwialismy widoki na zmianę. Pierwszy raz nie byłam kierowcą, a pilotem - i nawet całkiem sprawnie mi poszło. Przywieźli mnie rodzice, tata nareszcie obejrzał nasze mieszkanie i udało mi się zrobić im kilka zdjęć z Julkiem na tle pięknej, pustej białej ściany. Zwiedziliśmy najbliższą okolicę z Lidlem na czele i połaziliśmy po naszym industrialnym parku. Nakarmiłam ich pieczonymi warzywami i lodami truskawkowymi, a nawet uratowaliśmy przypalony garnek (mężu wybacz, ale nigdy tego nie zapomnę - mamy najlepsze garnki na świecie!).

Kiedy zostaliśmy sami z moim M. postanowiliśmy przeorganizować nasze życie - popracować nad rytuałami i pokolorować codzienność. Dobrym początkiem okazała się wspólna kąpiel, kieliszek wytrawnego wina i seans filmowy na własnej kanapie. Ach! I śpiąca dziecko - można żyć!





Julek niezmiennie przesypia całe noce (z pobudką na karmienie oczywiście, żebyście nie myśleli, że jest tak pięknie), a i rano chętnie przeciąga wspólne tulenie i zabawy w łóżku. Potem idzie spać, a ja mam czas aby ogarnąć mieszkanie, siebie i wszystko co jest do zrobienia. Nareszcie nauczyłam się odpuszczać i nie łamać rąk nad bałaganem. Czasami po prostu się nie da... A czym bardziej wrzucam na luz, tym sprawniej mi wszystko idzie.




Niezmiennie eksperymentuję i tworzę coraz to nowe cuda piekarnicze. Mam nieśmiałe plany, co zrobić z tym moim hobby - a dla Was wrzucam gotowe już przepisy. Piszcie czy Wam się podobają, czy to co robię ma sens? Miło będzie usłyszeć ciepłe słowo lub konstruktywną krytykę (wiem, że nie potrafię robić zdjęć jedzenia - może ktoś mi podpowie, jak to ogarnąć?).


Każdy dzień staje się świętem. A ja cieszę się z tego, co mam. Po prostu - jest pięknie!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz